Ważne INFO:
W rozdziale jest dużo adnotacju (czyt...).
Jest to spowodowane tym iż moja cudowna siostra i przyjaciółka nie miały pojęcia jak co czytać.
Ale to chyba dla was też jest ułatwienie...
Miłej lektórki:*
- Mogę prosić o przerwę?! - zawołałam.
- Cięcie! - krzykną reżyser bo byliśmy w środku sceny. - Co się stało Tini? Przecież Ty nigdy nie prosisz o przerwę.
- Ale teraz proszę. To jak?
- Pewnie. - odrzekł, a ja wybiegłam z planu. - 10 minut przerwy! - krzykną reżyser, a wszyscy oprócz Jorge, który poszedł mnie szukać, weszli do autobusu.
Coś tam czasu później
- O... Tu jesteś. Martwiłem się. - powiedział gdy tylko mnie znalazł.
- Przecież zaraz bym przyszła.
- Naprawdę? Siedzisz sama na wyspie na środku jeziora w ciemnym parku. Coś mogło Ci się stać.
- Ty już tak się mną nie przejmuj. Zastępuj rodziców swojej siostrze, a nie mi. - gdy to powiedziałam zdałam sobie sprawę, że powinnam czasem myśleć co mówię. Jorge posmutniał. - Jorge ja...
- Nic nie mów! Nie przepraszaj! - powiedział wściekły ze łzami w oczach. - Ty nie wiesz jak to jest być na raz dorosłym, uczniem, rodzicem, bratem i głową rodziny. Nie rozumiesz przez co przechodziłem przez te wszystkie lata! - chciał odejść ale mu nie dałam. - Zostaw mnie!
- Jorge nie! Ty ostatnio cały czas mnie pocieszać. Teraz moja kolej. Zwłaszcza, że to moja wina, że jesteś smutny. - stanęłam przed nim i go przytuliłam. Widziałam, że łzy spływają mu po policzku.
- Wiesz, że nie musisz mnie pocieszać? - powiedział gdy się trochę uspokoił. - Ale czy to znaczy, że Ty coś do mnie...
- Nie. Jorge przepraszam ale nie. - znowu musiałam skłamać.
- Nie... nie chodzi o to.
- A o co?
- Czy poczułaś coś do mnie podczas... no wiesz... pocałunku? - powiedział to, a ja nie wiedziałam co powiedzieć. Gdybym powiedziała nie skłamała bym. Gdybym powiedziała tak dowiedział by się, że... podoba mi się.
- Co?! Nie! Ja do Ciebie z pewnością nie poczuję nic więcej. - postanowiłam skłamać.
- O... Trudno. - powiedział ciutek smutny. - Chodź do reszty bo zaraz przerwa się skończy.
- Dobrze. - gdy wróciliśmy poszłam do dziewczyn, a one dopytywały co się stało. Opowiedziałam im to ale bez szczegółów. Dopiero wieczorem byliśmy w hotelu. O dziwo Jorge postanowił w nim przenocował. Gdy z Mechi byłyśmy przebrane w piżamy i gadałyśmy do naszego pokoju wleciała Clara.
- Hej. Chciałybyście się trochę zabawić? - zapytała uradowana.
- A jak tak, to co? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Mechi.
- Bo wraz z resztą ekipy robimy piżamową imprezę niespodziankę dla Lodo.
- A z jakiej okazji? - spytałam.
- Bo ostatnio cały czas chodzi smutna i przygnębiona.
- Jak ma to ją rozweselić to z przyjemnością. - odrzekła Mechi i poszłyśmy do ich pokoju. Kiedy usłyszeliśmy kroki Lodo zgasiliśmy światło i schowaliśmy się we wszystkie możliwe miejsca.
- Niespodzianka!!! - krzyknęliśmy wszyscy gdy weszła do środka.
- A z jakiej to okazji? - powiedziała uradowana.
- Bez okazji. Żeby Cię rozweselić. - rzekła Clara.
- Jak tak to super! - od krzyczała Lodo. - Więc... bawmy się!! - bawiliśmy się gdzieś do północy, ale później poszłam spać i nie wiem co się tam u nich działo.
Następnego dnia wstałam o 7:00 i jak to miałam w zwyczaju poszłam pobiegać. O tej porze było jeszcze ciemno. Do hotelu wróciłam o 8:30. Gdy weszłam do garderoby Mechi jeszcze spała. Poszłam do łazienki i porządnie się wykąpałam. Kilka dni z rzędu nagrywaliśmy jakieś odrobinę nudne sceny.
Nareszcie nadszedł ten dzień. Była sobota. Nadszedł czas WWE. Od rana byłam taka szczęśliwa, że nie mogłam usiedzieć w jednym miejscu. O 20 miała się zacząć gala, a my byliśmy tam od 18. Przy samym wejściu spotkaliśmy Dean'a i Seth'a. Był z nimi ktoś jeszcze, a był to Jorge. Szczerz mówiąc to nie byłam ani smutna, ani wesoła. Byłam odrobinę wściekła, że on znowu musi być tam gdzie ja i to najszczęśliwszego dnia mojego życia. Tak... Ja coś tam do niego czuję, ale... w sumie tego nie można nawet nazwać coś.
- Siemka chłopaki. - powiedział mój brat do swoich przyjaciół. - Co on tu robi?! - zapytał wyraźnie wściekły.
- Kto? - zapytał Seth.
- On? - dodał Dean.
- Tak! - powiedziała dalej wściekły Roman.
- To... - zaczął Seth.
- Meksykański zwycięzca konkursu. - przerwał mu Dean.
- Że jaki!? - zapytałam z wyrzutem Jorge. - Meksykański!!? - mówiąc to miałam łzy w oczach.
- Tini ja...
- Co Ty! Męczyłeś mnie przez kilkanaście lat, że jestem z zagranicy! I co?! Sam nie jesteś stąd!
- Tini ja nie z tego powodu... - nie dokończył, bo zanim to zrobił uciekłam i wbiegłam do budynku. Schowałam się w kącie dużej szatni. Nie miałam pojęcia czyja ona jest. Nagle do pomieszczenia wszedł ogromny człowiek w czerwonej masce. Wiedziałam kto to. Był to Kane (czyt. Kejn). Na moje nieszczęście był to Demon Kane, a nie Korporacyjny Kane ( od autorki Demon Kane i Korporacyjny Kane to jedna osoba tylko że demon ma czerwoną maskę wyglądającą na twarz demona.).
- Kim jesteś? Czego chcesz? - mówił wyraźnie rozwścieczony.
- Jestem... - nie zdążyłam dokończyć. Chciał mnie uderzyć. Zaczęłam krzyczeć. Szczerze to nie liczyłam, że ktokolwiek mnie usłyszy. Nagle do pokoju wbiegł usłyszawszy mnie Ray Mysterio (czyt. Rej Misterio).
- Uciekaj! - krzykną. - Nie powstrzymam go długo!
- Czekaj pomogę! - powiedziałam i wykonałam na Kane Spear'a (czyt. Spira). - A tak w ogóle jestem Tini.
- O! To Ty? - zapytał.
- Z kąt mnie znasz?
- Jesteś siostrą Romana?
- Tak...
- Jego przyjaciółmi są Seth i Dean. Ciągle o was mówią. - powiedział z uśmiechem.
- Co?! Co oni mogą o mnie niby mówić?
- Na przykład, to że jesteś utalentowana muzycznie, bardzo dobrze walczysz, że jesteś ładna i takie tam.
- Aha.
- Matko Tini jesteś. - podbiegł do mnie mój brat i mocno mnie przytulił. - Bałem, się że coś Ci się stało.
- Gdyby nie Ray teraz byśmy nie rozmawiali.
- Nie przesadzaj. Ty też bardzo mi pomogłaś w pomaganiu Tobie. - powiedział Ray. - Ty wykonałaś na nim podręcznikowego Spear'a.
- Naprawdę? - zapytał z podziwem mój brat.
- Naprawdę, naprawdę. O... wasi znajomi idą. To ja się ulatniam. Do zobaczenia. - i odbiegł. Gdy Mechi, Alba, Lodo, Cande, Clara, Facu, Samuel, Nicolas, Rodrigo i Artur mnie zobaczyli od razu podbiegli do mnie i mnie przytulili.
- Dusicie mnie. - powiedziałam do nich.
- O. No tak. - rzekli chórem.
- Ej... Przyszliście się po przytulać, czy zwiedzać. - powiedział zniecierpliwiony Dean.
- Już idziemy, idziemy. - powiedział Roman.
Spotkaliśmy wielu cudownych wrestlerów i wrestlerek. Byli to między innym: Thriple-H, Sin Cara, Jimmi i Jey USO, Goldust i Stardust, Big Show, Mark Henry, Aj Lee, Naomi, Brie i Nikki Bella, Shemus, Rob Van Dam, Jack Swegger, Dolf Zigler, Heath Slater i Tytus O'neill (czyt. Tripel Ejcz, Dżimi i Dżej UZO, Golddast, Stardast, Big Szoł, Ej dżej Li, Bri, Niki Bella, Szejmes, Dżek Słeger, Hit Slejter, Tajtus Onil). Około godziny 19:45 wyszliśmy z zaplecza i wtedy ujrzałam ring (info. komentatorzy mówią na niego kwadratowy pierścień) Gdy do niego doszliśmy stanęłam jak wryta.
- Chcesz tam wejść? - usłyszałam głos za mną. Był to jak zwykle uśmiechnięty Ray Mysterio.
- Kto? Ja? - odwróciłam się i zapytałam go.
- A kto? Chodź. - wziął mnie z rękę i zaprowadził pod schodki.
- Ja... Nie mogę.
- Chodź i nie marudź. - gdy to powiedział weszłam do niego. Poczułam się dziwnie. Czułam, że chcę tu zostać na zawsze.
- To cudowne uczucie. - powiedziałam. - Stoję tu gdzie zawsze chciałam. Chciałam się tu znaleźć od kąt pamiętam.
- Wiem. To po Tobie widać. - powiedział. - Ale nie mogłabyś się tu znaleźć. - dodał z uśmiechem.
- Czemu? - trochę posmutniałam.
- Bo byś się smuciła, że nikogo nie pokonasz.
- Tak... Chcesz zobaczyć co potrafię...?
- Tini uspokój się. - powiedział Roman.
- A z chęcią. Będę miał trening.
- Ray! - krzyknęli na raz zmartwieni Dean i Seth. - Nie możemy walczyć z ludźmi z poza WWE. Możesz zrobić jej krzywdę.
- On mi? HAHA!! Chyba ja jemu.
- Tak...? To dawaj.
I tak się zaczęło. Podczas walki mojej i Ray'a wszedł Thriple-H wraz ze swoją żoną Stephanie McMahon. W pewnym momencie oby dwoje ich zobaczyliśmy.
- Ja, ja... Przepraszam. Ja, ja... nie chciałem.- mówił pół płaczącym głosem Ray.
- Tylko go nie zwalniajcie. Proszę. To moja wina, tylko moja wina. - mówiłam również głosem pół płaczącym głosem.
- Zwolnić!? Że co!? - powiedziała Stephanie.
- On ukazał nam nowy talent.
- Kogo?! - powiedzieli wszyscy obecni.
- Ciebie. - i para wskazała na mnie palcami.
- Ja! Ja się nie nadaje. Mój brat Roman nauczył mnie wszystkiego. On ma talent, a nie ja.
- Ja. Ja nic takiego nie umiem.
- Proszę państwa mój brat, po pierwsze jest bardzo zdolny, a po drugie gdybyście mu zaproponowali posadę to i tak by jej nie przyjął ze względu na mnie. Mamy tylko siebie i on nigdy by mnie nie zostawił.
- Czy to prawda? - zwróciła się do Romana Stephanie.
- Nie.... Moja siostra ostatnio źle się czuje i nie wie co mówi.
- Nie słuchajcie go. - powiedział Dean.
- On nigdy nie miał szansy pokazać co umie. - dodał Seth.
- Dobrze. - powiedział Thriple-H. - Sprawdzimy Cię. - dodał.
- Dean jesteś na miejscu. Do ringu. - rzekła Stephanie.
Nie wiem jak wam, ale mnie o dziwo rozdział się podoba.
Wiem, że jest tydzień z Jortini i w ogóle, ale pamiętaj cie, że zawsze można go przerwać.
Spowodujecie to nie komentując.
Tak.
Groźna.
Wiem.
Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem pojawi się kilka komciów.
One bardzo motywują.
Mogą zawierać nawet treść "Fajny rozdział"
To już jest jakaś pochwała.
Na nich mi zależy ludziki.
Nie chcę na tym blogasku robić wywodów tak jak kiedyś, ale jeżeli nie będziecie komentować tydzień z Jortini skończy się szybciej!
A na razie... KOMENTUJCIE. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
ElimelGamesPL
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ!
- Co?! - powiedzieli na raz Seth, Dean i Roman.- No tak. Do ringu bez dyskusji. - powiedziała ostro Stephanie.
Gdy to powiedziała oby dwoje weszli do ringu. Pod koniec walki Roman wykonał dwie znakomite akcje Superman-Punch i Spear (czyt. Supermen-pancz). Walkę wygrał mój brat.
-No, no, no. - powiedział Thriple-H.
- Jesteśmy pod wrażeniem. - dodała jego żona. - W razie czego... Gdybyś oczywiście chciał to masz posadę zagwarantowaną.
- Nie. Nie zostawiłbym mojej siostry samej. Mamy tylko siebie.
- Ja i mój mąż rozumiemy. Teraz wszyscy idźcie na trybuny. Polecam usiąść po prawej stronie ringu w pierwszym rzędzie.
- Ok. - odrzekliśmy i poszliśmy na trybuny.
Gale była cudowna nie licząc tego, że musiałam siedzieć obok Jorge. Jak on mógł znęcać się nade mną, bo jestem z zagranicy, a on co? Sam jest z Meksyku. Po skończonej gali jak zwykle nie pchałam się do wyjścia.
Rozdział jak zawsze boski!
OdpowiedzUsuńŚliczne <3
OdpowiedzUsuń