poniedziałek, 16 marca 2015

Rozdział 4: CO?! Przecierz on mnie nie nawidzi...

Następnego dnia wstałam dość szybko. Postanowiłam się ubrać i iść pobiegać. Gdy byłam już gotowa wzięłam słuchawki i MP3 z piosenkami z serialu i poszłam. Gdy się zmęczyłam postanowiłam trochę odpocząć i usiadłam na ławce. Siedziałam tak aż nagle:
- Buu!!!! - wystraszyłam się, a jako że Roman nauczył mnie przerzutu przez ramię wykonałam ten chwyt. - Ała.
- Oj przepraszam. - rzekłam szybko - O to ty; to wiesz jednak nie jest mi przykro.
- Jej co ty taka nie miła. - powiedział zdziwiony Jorge.
- A ty co lepszy? - spytałam oburzona - Odkąd się tu pojawiłam byłeś wredny i nie dawałeś mi spokoju! Wypominałeś, że jestem z zagranicy i... - spuściłam głowę - I że rodzice się ze mną nie przeprowadzili do Buenos Aires.
- A co to nie prawda?
- Prawda, ale... Wiesz nie będę z tobą gadać. - I poszłam biegać dalej.
Po około godzinie wróciłam do hotelu.
- Tini! Tak się o ciebie martwiłam! - krzyknęła uspokojona Mechi.
- Niepotrzebnie. Potrafię zadbać sama o siebie.
- Wiem ale za 2 godziny mamy iść na plan.
- Tak ?!
- Wyobraź sobie, że tak.
- To idę się ogarnąć i możemy iść.
Godzinę później byłyśmy już na planie, a raczej na lotnisku. Nagrywaliśmy tu scenę z powrotem Violi do Buenos Aires. Następnie kilka scen w jej domu. Od reżysera dostałam pozwolenie żeby sobie w nim siedzieć po nagraniach. Tak sobie tu siedziałam i nagle usłyszałam jak ktoś wszedł.
- Jorge wyjdź!
- Z kąt wiesz, że to ja?
- A kto miał by być?
- No... w sumie... nie wiem.
- No widzisz. Mam prośbę.
- Jaką?
- Taką, że ominiemy rozdział z wypominaniem mi pochodzenia i w ogóle, ja się zasmucę, a ty sobie pójdziesz. Co ty na to?
- Hmmm... pomyślmy.... Niech będzie. - i poszedł.
Siedziałam tam jeszcze chwilę i poszłam do domu.
- Gdzie byłaś tyle czasu? - zapytał mój zdenerwowany brat. - Strasznie się o Ciebie martwiłem! Myślałem, że Jorge coś Ci zrobił.
- Od kiedy ty tak się mną przejmujesz? - powiedziałam z wyrzutem.
- Od zawsze. Od kąt mieszkamy razem.
- Oj chyba nie!
- Oj chyba tak!
- Nie!
- To niby kiedy się tobą nie przejąłem?
- Wtedy gdy tu przylecieliśmy i uciekłam, żeby znaleźć rodziców! Mówiłeś, że mogłabym w ogóle nie wracać!
- Tini byliśmy dziećmi! Rodzeństwo zawsze się kłuci!
- Dobra skończ idę się przejść.
- Tini zaczyna padać.
- Trudno. Cześć!
- Ale... - nie zdążył dokończyć bo już wyszłam.
Chciałam być sama. Nie chciałam nikogo widzieć. Nagle wpadłam na... no na kogo mogłam wpaść jak nie na Jorge.
- Ej uważaj trochę... Tini?! Przecież pada! Przeziębisz się. - powiedział jakby przejęty.
- Nie udawaj, że to Cię interesuje. - powiedziałam zapłakana.
- Czy ja wiem czy obchodzi? Ale jest późno i coś może Ci się stać.
- A co ty coś mi zrobisz?!
- Ja ?!!
- A kto?!
- Dlaczego miałbym Cię skrzywdzić?
- A kto Cie tam wie! Nie będę się powtarzać bo ostatnio Ci mówiłam i to jest powód.
- Oj nie przesadzaj. Chodź pod drzewo bo pada.
- Nie! Nigdzie z tobą nie idę.
- Jak se chcesz. - chciał odejść ale musiałam zapytać.
- Ej Jorge...
- Co ?
- Czemu jesteś dla mnie taki miły? - on nagle do mnie podszedł i szepną:
- Taka mała tajemnica... - i wtedy poszedł.
Wróciłam do domu, ale z bratem nie rozmawiałam. To była nasz pierwsza kłótnia o takim nasileniu. Po weekendzie poszłam na przystanek. Gdy czekałam na autobus podjechało jakieś auto. Była to Mechi.
- Tini! Podwieźć Cię gdzieś? - zapytała dziewczyna.
- W sumie to możesz.
- To wsiadaj.
I wtedy wsiadłam do czerwonego samochodu. Jechałyśmy ok. 15 minut. Po wejściu do budynku przywitały nas Cande i Lodo i kazały opowiedzieć jak spędziłyśmy weekend. Ja opowiedziałam jako ostatnia.
- Ojej tak mi przykro Tini. - rzekła Lodo gdy usłyszała o kłótni z moim bratem. Nagle zobaczyłam Romana jak wchodzi do budynku.
- Tini ja nie chce się kłócić. - powiedział.
- Ja też nie brat.
- To co? Zgoda?
- Dobra... - i go przytuliłam.
- Tini. Choć na sekundę do mojej garderoby. - powiedział zmartwiony Pablo.
- Ale po co?
- Oj chodź po drodze Ci powiem. Tera proszę chodź. - nie wiedziałam co mam zrobić więc postanowiłam z nim pójść.
Doszliśmy do jego garderoby i zapytałam.
- To co chciałeś?
- Nie wiem od czego zacząć.
- Od początku. - powiedziałam poirytowana.
- No dobra. Zauważyłaś, że Jorge jest jakiś zbyt miły.
- No tak. I to zwłaszcza dla mnie.
- Widzisz. Więc on jest "chory"...
- Jak chory? Na co?
- Tego właśnie nie wiem, ale gdy się dowiem to się do Ciebie zwrócę...
- Szczerze? To nie musisz.
- Czekaj, czekaj. Daj mi skończyć. Bo Jorge niedawno mi się zwierzył, że...
- Że, co...
- Bo nie wiem za bardzo jak to powiedzieć.
- W prost.
- Jorge się w tobie...
- We mnie...? - mówiłam z coraz większym poirytowaniem.
- Zakochał. - powiedział i wystraszył się widząc moją minę.
- Że Co !!!
- Ale spokojnie. Bez nerwów.

Jak tam w szkole lub w pracy rodacy?
Ja jeszcze w niej.
Najprawdopodobniej przed w-f, bo notka jest pisana dzień wcześniej iż w szkole bym się nie wyrobiła.
Czo do rozdziału...
Ciekawy zwrot akcji?
Czy Pablo mówi prawdę...
A może on chce poprzez kłamstwo zbliżyć się do Tini...
Ja wiem.
Wy będziecie wiedzieć jutro, bo TYDZIEŃ Z JORTINI WYSTARTOWAŁ!
Ja się cieszę...
A wy?
Możecie mi to pokazać komentując.
Nie obiecuję, ale później może pojawić się kolejny rozdział :D
Ja nie przedłużam...
A na razie... Komentujcie. Ja się z wami żegnam. Dzięki. Cześć i na razie.
ElimelGamesPL
CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ=ZWIĘKSZASZ SZANSE NA POJAWIENIE SIĘ DZISIAJ KOLEJNEGO ROZDZIAŁU!

1 komentarz: